4.10.2011

I nie zmienia się nic

Myślę... Wymyśliłam?
Różnica pomiędzy sytuacją, którą postrzegam jako depresjogenną, a powodującą euforię, nie istnieje!

Obiektywnie. Próbuję odnaleźć różnicę między stanem faktycznym sprzed miesiąca, a teraz. Ni dy rydy. Bo nic się tak naprawdę nie zmieniło. Mam ten sam kieracik: praca, dom, praca, dom. Dzieci-śmieci, mąż-wąż, żona-niezrównoważona. Nie przybyło mi pieniędzy. Nie ubyło zmartwień. Sprzątam, piorę i gotuję. Nie mam czasu na układanie fali blond. Lakier z paznokci zlazł.

Dlaczego czuję się lepiej niż miesiąc temu?
Co powoduje substancją mózgową, że potencjalnie te same okoliczności spotykające jedną i tę samą osobę, postrzegane są tak różnie? Dobrze/Niedobrze. Kompletny brak logiki.

Jest dobrze, żeby nie powiedzieć, że świetnie, bo zaraz się coś zesra...

Odpuściłam? Przyzwyczaiłam się? Dojrzewam... he he?

Jasna cholera... starzeję się.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

te wakacje nas tak wykończyły. teraz już ok, wiemy na czym stoimy, zima aż do wiosny, uff;)

Okruchy pisze...

Pozdrawiam:)

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.