Myślę... Wymyśliłam?
Różnica pomiędzy sytuacją, którą postrzegam jako depresjogenną, a powodującą euforię, nie istnieje!
Obiektywnie. Próbuję odnaleźć różnicę między stanem faktycznym sprzed miesiąca, a teraz. Ni dy rydy. Bo nic się tak naprawdę nie zmieniło. Mam ten sam kieracik: praca, dom, praca, dom. Dzieci-śmieci, mąż-wąż, żona-niezrównoważona. Nie przybyło mi pieniędzy. Nie ubyło zmartwień. Sprzątam, piorę i gotuję. Nie mam czasu na układanie fali blond. Lakier z paznokci zlazł.
Dlaczego czuję się lepiej niż miesiąc temu?
Co powoduje substancją mózgową, że potencjalnie te same okoliczności spotykające jedną i tę samą osobę, postrzegane są tak różnie? Dobrze/Niedobrze. Kompletny brak logiki.
Jest dobrze, żeby nie powiedzieć, że świetnie, bo zaraz się coś zesra...
Odpuściłam? Przyzwyczaiłam się? Dojrzewam... he he?
Jasna cholera... starzeję się.